Talca, Villarica, Pucon

Talca, Villarica, Pucon

Do Talci dotarliśmy późnym wieczorem, było już ciemno, więc zrobiliśmy zakupy, znaleźliśmy najbliższy hostel - Hostel 1760, potem kolacja, internet i spać. Internet okazał się słaby w pokoju (co jest częstym utrapieniem - mówią, że mają wi-fi, a potem okazuje się, że działa tylko w kuchni ;)), więc zbyt dużo nie zaplanowaliśmy. W zamian wypiliśmy wino 🙂

Rano postanowiliśmy to lokum zmienić. Wyszliśmy podziwiać Talcę w świetle dziennym, ale nie trwało to długo. Talca doznała znacznych strat w trakcie trzęsienia ziemi w 2010 roku. Trzęsienie pochłonęło wiele domów, a nawet kilka ofiar śmiertelnych. Po ośmiu latach miasto jeszcze nie odżyło.

W pobliżu Talci (choć bliżej Curico i Moliny) znajdują się rezerwaty - Parque Siete Tazas i Parque Ingles. Niestety w ciągu Wielkiego Tygodnia połączenia były tak rzadkie (i w ogóle się ze sobą nie zgrywały), a noclegi w Talce, Curico i Molinie tak drogie, że zwinęliśmy manatki i postanowiliśmy jechać dalej na południe do krainy jezior i wulkanów. Kupiliśmy bilet nocny. Po lodach (lody i panie w informacji turystycznej to dwa najlepsze oblicza Talci) i posiadówie do północy na dworcu ruszyliśmy do Villarici.

Villarica powitała nas deszczem. Autobus dojechał o 6 rano, więc udaliśmy się na kawę i medaliuny do jedynego otwartego, mimo ciemności, miejsca w mieście - stacji benzynowej UPITA. Było ciepło i pysznie :))

Później zakupy, informacja turystyczna i przejażdżka na punkty widokowe w Conaripe i Lica Rey. Nie padało, ale chmury sprawiały, że piękne jeziora wyglądały bardzo ponuro.

W dodatku okazało sie, że wulkan Villarica i Parque Nacional Villarica znajdują się bliżej Pucon. Przenieśliśmy się więc tam. Po szarym i deszczowym dniu w Pucon w końcu wyszło słońce i zaczęło być upalnie.

Zarówno Villarica, jak i Pucon (oba miasta są do siebie bliźniaczo podobne) łączą w sobie klimat miasteczek mazurskich i górskich: drewniane chatki, czapki uszatki, billboardy z ośnieżonymi stokami i sprzęty narciarskie, obok kajaki, rowery, kampingi, domki letniskowe, bardzo mazurskie hotele, a w tle góry, wulkany i jeziora.

Aby przetrwać świąteczny tłum i świąteczne ceny, zapytaliśmy w hostelu, czy nie potrzebują wolontariuszy. Okazało się, że chętnie skorzystają z pomocy. Tak trafiliśmy do Disfruta Pucon Hostel, gdzie właścicielki w ogóle nie było na miejscu, a wszystkim zajmował się Fred - Francuz podróżujący już 3 lata. W Pucon zostaliśmy ok. 5 dni - 2 pracując, a w pozostałe pisząc te opowieści i zwiedzając.

W Wielką Niedzielę udało nam się dotrzeć rowerami do naturalnej wodnej ślizgawki,

na czarną plażę z widokiem na wulkan, aby podzielić się jajkiem 😉

i wejść na górę z cudownymi widokami - San Sebastian w Parque Huerquehue. Na San Sebastian po raz pierwszy widzieliśmy kondory.

Kołowały pod nami nieco poniżej szczytu góry. Niesamowite ptaki! Ogromne (rozpiętość skrzydeł ponad 3 metry), ma się wrażenie, że latają bez najmniejszego wysiłku: bez jednego ruchu skrzydeł, fruwając w kółko, są w stanie wzbić się na wysokość, na której znikają z oczu. Ale nasze prawdziwe spotkanie z kondorami wielkimi miało dopiero nadejść w Bariloche.

Przez tych kilka dni spędzonych w Pucon poznaliśmy dziesiątki osób i mnóstwo historii. Większość gości wracała z południa, dokąd my zmierzaliśmy. Wśród zniechęcających opowieści o tym, jak przeraźliwie zimno zaczyna być na południu (nie na tyle skutecznych, by nas zniechęcić do zobaczenia lodowców na własne oczy) było dużo naprawdę pożytecznych rad i informacji odnośnie do tras i warunków kilkudniowych pieszych wędrówek.

We wtorek 3 kwietnia o 6:00 rano zwinęliśmy manatki i zachęceni perspektywą wspaniałych pieszych wędrówek po górskich szlakach ruszyliśmy do Bariloche.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.