Montevideo – stolica inna niż wszystkie

Montevideo – stolica inna niż wszystkie

Podróż z Colonii do Montevideo trwała ok. 3 godzin. Nie mogliśmy się przyzwyczaić (szczególnie po Argentynie) do krótkich odległości. Kiedyś 3 godzinna podróż z Warszawy do Poznania trwała wieki, teraz nie zdążyłam nawet zebrać myśli i trzeba było wysiadać. Krajobrazy też wydawały nam się osobliwe: nagle stało się płasko, żadnych gór w tle, zielone pola i łąki, drzewa, krowy i tylko sporadyczna palma i przelatujące stado papug przeczyło temu, że nie jesteśmy w Polsce. No i zbyt często przejeżdzające furmanki. Jesieni ani śladu, wszystko żywo zielone.

W Montevideo zatrzymaliśmy się u Couch Surferów - pary urugwajsko-chilijskiej, Rocio i Adolfo. Okazało się, że mieszkają w idealnej dla nas lokalizacji, tuż przy plaży i La Rambli. Tego dnia późnym wieczorem wyszliśmy zobaczyć miasto. Nie sprawiało wrażenia stolicy. Przypominało raczej nadmorską miejscowość, sypialnię w pobliżu dużej metropolii. Jedyne, co było typowo wielkomiejskie, to ruch uliczny. Cieżko było przeprawić się na drugą stronę. Kierowcy trąbili na siebie, na przechodniów, a czasami wydawało się, że zapobiegawczo. Pasmo samochodów nie ustawało. Ale na plaży miejskiej było spokojnie i przyjemnie. Plaża w Montevideo ciągnie się przez pół miasta, obok niej jest dwupasmówka, a za nią wieżowce.

Stare miasto ulokowane jest przy porcie i nie jest rozległe, choć bogate w kolonialne zabudowania. Jest to jedyne miasto jakie widziałam, w którym tak szeroka i przystosowana do rekreacji plaża znajduje się tuż obok budynków użyteczności społecznej, w dodatku często stylizowanych na architekturę klasyczną. Niezwyczajny widok. Centrum miasta stanowi Plaza Independencia z charakterystycznym Palacio Salvo - wierną kopią Palacio Barolo z Buenos Aires. Natchnieniem do stworzenia obu budowli była Boska Komedia Dante Algieri.

Urugwaj słynie z bardzo dobrych słodyczy, i rzeczywiście alfajory w Urugwaju są przepyszne. Lody bardziej nam smakowały w Argentynie i Chile, w tej kolejności. Fra Nui nic nie przebiło, ale empanada z dulce de lecie do kawy (też smacznej w Urugwaju) smakowała tak, że często wracamy do tego myślami. Kuchnia też nas nie zawiodła, wszystko czego mieliśmy okazję spróbować smakowało wybornie. Patro zajadał się chivitą - taki ichniejszy burger, choć ponoć niestandardowy i bardzo smaczny.

Jedyny problem stanowiły ceny. Ceny produktów spożywczych w Urugwaju z kretesem pobiły argentyńskie. Chleb kosztuje 12-15 zł. Bagietka 5 zł. Płatki kukurydziane 17 zł, owsianka 8 zł, 2 banany 6 zł, mandarynki 12 zł, szampon Pantene 32 zł, i tak można mnożyć i mnożyć. Drogie jest wszystko. No może hostele nie odstają od normy, którą znamy, co jest znośne, ale też nie oznacza taniości. Poza tym zawdzięczaliśmy to tylko niskiemu sezonowi. Dość tani i sprawnie działający jest transport. Przynajmniej w zestawieniu z cenami produktów pierwszej potrzeby.

Na szczęście są ryneczki i tam zakupy mają sens! 3 kg mandarynek to już wydatek 5 zł, a nie 30. Ryneczki dały nam w końcu punkt zaczepienia, aby zrozumieć, jak radzą sobie ludzie w Urugwaju, zarabiając mniej niż w Polsce. Na pchlich targach można też za bezcen kupić niesamowite książki, np...

Po hiszpańsku, za 1,25 zł 🙂

Urugwajczycy bardzo lubią słodkie napoje. Popularnym alkoholem jest Grappamiel czyli Grappa z miodem - słodki likier, który pije się bez dodatków. Jest też Medio y Medio, czyli mieszanka wina i szampana, oczywiście słodkich.

Drugiego dnia nasi Couch Hości postanowili zadbać o wieczór i zabrali nas do teatru na spektakl, który okazał się pokazem sztuczek cyrkowych. Urugwajski pomysł na ściągnięcie widowni do teatru. Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając z Rocio o problemach Urugwaju. Najbardziej narzekała na szkolnictwo, służbę zdrowia (sama leczyła się w Chile) i zarobki.

W Montevideo spędziliśmy 3 dni. Wyjeżdżaliśmy ochoczo, bo nasi hości zaczęli przebąkiwać coś o otwartości ich związku, braku wiary w monogamię i swingersach 🙂 Nie czekaliśmy na rozwój sytuacji, pożegnaliśmy się grzecznie i ruszyliśmy do Punta del Este.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.