Najbardziej przygnębiająca stolica Ameryki Południowej, a jednak było nam tu dobrze – Asuncion

Najbardziej przygnębiająca stolica Ameryki Południowej, a jednak było nam tu dobrze – Asuncion

Wysiedliśmy w Asuncion późnym wieczorem, po 20:00. To już prawie nasza tradycja. Na ulicach wciąż było bardzo głośno, a wszystko przez rozklekotane autobusy miejskie, emitujące ilość spalin jak na rajdzie gratów. Wszystko pachniało (??) spalinami. Drugiej strony ulicy po przejechaniu pojazdu nie było od razu widać.

Uszliśmy kawałek w stronę hostelu i na wyludnionym przystanku zapytaliśmy młodą dziewczynę, który autobus jedzie w pobliże Calle Montevideo. Okazało się, że nasz transport w chmurze spalin podjechał niespełna 5 min później. Weszliśmy do starego pojazdu, w którym rozbrzmiewała muzyka rockowa lat 60-tych i 70-tych. Zrobiło się bardzo klimatycznie. Wokół mnóstwo rdzennie wyglądających osób z długimi rozpuszczonymi włosami, kilku żołnierzy, w głośnikach Born to Be Wild, a za oknem zaniedbane, przypominające slamsy budynki. Czułam się jak na przedmieściach amerykańskiego miasta pod koniec lat 60-tych ubiegłego stulecia. Wiele autobusów wyglądało jak żółte busy jeżdżące po Stanach 50 lat temu. Ulice, które mijaliśmy były bardzo brudne. Zamiast pasu zieleni pasy ruchu oddzielały śmieci, tak samo wydatne. Przy budynkach na chodniku też śmieci, nie kończąca się linia plastiku. Dojechaliśmy w końcu w nieco czystszy teren. Budynki nadal były bardzo zniszczone. Dotarliśmy do hostelu, który wewnątrz okazał się jednym z lepszych wnętrz hostelowych, z których kiedykolwiek korzystaliśmy.

Na recepcji pracował sympatyczny chłopak z Chile. W naszym pokoju mieszkał Argentyńczyk, dwóch Brazylijczyków i Chińczyk. Łóżka były piętrowe, ale każde miało kurtynę i można było się zamknąć jak we własnym pokoju. Przy łożku lampka, kontakty, półki. Czysto, wszystko w jasnych płytkach, łazienki bardzo nowoczesne, basen. Ładny bar, jadalnia i, co najlepsze, sala komputerowa i telewizyjna z kanapami i internetem! W końcu mogliśmy coś opublikować, zgrać zdjęcia.

Opisuje to wnętrze jak żadne, bo tak bardzo kłóciło się z tym czego doznawaliśmy po wyjściu na zewnątrz. Nawet teraz, gdy próbujemy zlokalizować niektóre wspomnienia, ciężko nam przychodzi umiejscowienie wnętrza tego hostelu w Asuncion. Chociaż w całej Ameryce Południowej - Argentynie, Chile, trochę mniej w Brazylii i Urugwaju, ale też bardzo zauważalnie - śmieci walają się na każdym kroku i z łatwością dostrzega się ludzi (dorosłych, nie dzieci), którzy po spożyciu chipsów, jogurtu, loda wyrzucają opakowanie pod siebie, to Asuncion było zdecydowanie najbrudniejszą i nabardziej zaniedbaną stolicą, jaką do tej pory widzieliśmy. Nawet w centrum, koło budynków rządowych było bardzo brudno. Ulice miasta są ciągle zakorkowane i zadymione przez autobusy miejskie, które są w strasznym stanie. Ma się wrażenie, że w stolicy nie dzieje się nic, nie ma żadnych inwestycji, miasto tylko niszczeje. Jedynym reprezentatywnym budynkiem jest Pałac Prezydencki, w pobliżu którego (300 m dalej) znajdują się slamsy i miasteczko namiotowe bezdomnych.

Paragwaj był najbardziej rozwiniętym krajem Ameryki Południowej w XIX wieku. Szybko rozwinął się po odzyskaniu niepodległości (jako pierwszy kraj Ameryki Południowej zdobył niepodległość) i ustabilizowaniu sytuacji politycznej. W latach 60-tych XIX wieku miał już bardzo sprawnie działającą kolej. Niestety II połowa XIX wieku to też najbardziej tragiczne w historii kraju wydarzenie - wojna z Brazylią, Argentyną i Urugwajem, w wyniku której zginęło 2/3 populacji (90% mężczyzn), w ogromnej mierze rdzenni Guarani i ciemnoskórzy potomkowie niewolników. Paragwaj doświadczył też najdłuższej i najbardziej krwawej dyktatury pod reżimem Alfredo Stroessnera. Trwała nieprzerwanie 45 lat. W 1989 roku dyktatura została obalona, a w 1992 Paragwaj uchwalił demokratyczną konstytucję. Ale każdy, kto zasugeruje, że w kraju jest demokracja spotka się z silnym sprzeciwem, przynajmniej ze strony osób politycznie aktywnych i zainteresowanych losami kraju. Paragwajczycy są rozczarowani opinią światową, która nazywa Paragwaj demokratycznym krajem i pozostaje głucha na to, co naprawdę dzieje się w państwie. W kraju wciąż rządzą ludzie związani z dyktaturą. Partią nieprzerwanie trzymającą władzę jest Colorado - ta sama partia, która była jedyną słuszną opcją polityczną za Stroessnera, i która krwawo rozprawiała się z każdą opozycją. Prezydentem kraju jest syn Ministra Spraw Wewnętrznych kierującego w latach 70-tych operacją Condor.

W Asuncion funkcjonuje małe, zaniedbane muzeum, finansowane z datków odwiedzających i prowadzone przez wolontariuszy zaangażowanych w sprawę. Nazywa się Museo de Memoria i opisuje czasy dyktatury, tortury i prześladowania za zarządów Stroessnera. Są tam też zdjęcia ilustrujące współczesne wydarzenia polityczne, z zaznaczonymi wydatnie osobami, pełniącymi dziś wysokie funkcje polityczne. Wiele z tych osób w czasach dyktatury dokonywało brutalnych mordów na członkach lewicowej opozycji. Na muzealnych ekspozycjach znajdują się dowody tych zbrodni i świadectwa odpowiedzialności za nie poszczególnych osób. Na pytanie jak to możliwe, że pomimo silnych wpływów zbrodniarzy z tamtych lat na sytuację społeczną i polityczną kraju muzeum wciąż istnieje, wolontariusze odpowiadają, że to dlatego, że większość Paragwajczyków nie interesuje się niedawną historią kraju, wolą zapomnieć i nie wiedzieć, nie czytają, nie przychodzą do muzeum... Większą szkodę politycy zrobiliby sobie rozprawiając się z muzeum siłą i przez to nagłaśniając jego istnienie. Czekają, aż muzeum przestanie funkcjonować, umrze śmiercią naturalną przez brak finansowania, brak zainteresowania, ciche zmiany w prawie dotyczącym instytucji edukacji społecznej. Po muzeum oprowadzał nas człowiek, który był torturowany w czasach dyktatury, co bardzo wyraźnie odbiło się na jego zdrowiu. Ma problemy z chodzeniem, z mówieniem, uszkodzony wzrok.

Muzeum zrobiło na nas piorunujące wrażenie... Był poniedziałek 11:00 rano, gdy stamtąd wyszliśmy. Ostatnim etapem zwiedzania były sale tortur... Gorsze niż Pawiak i Szucha... Szliśmy ulicami tego zaniedbanego miasta, pełnego spokojnych, ale wyraźnie zmęczonych ludzi, w przekonaniu, że tak wyglądałaby Polska, gdyby nic się nie zmieniło.

W Asuncion odwiedziliśmy też bazar, ciągnący się przez 4 - 5 przecznic bez przerwy. Jest tam wszystko. Budziliśmy zainteresowanie sprzedawców, każdy pytał skąd jesteśmy, a jeden pan przy straganie chciał się nawet nauczyć kilku polskich słów. W Paragwaju jest wiele obrazów, bilbordów przykościelnych, monumentów poświęconych Janowi Pawłowi II, więc wiele osób kojarzy Polskę. Mówią, że wizyta papieża w 1988 roku dała im siłę do przewrotu rok później. Paragwaj, pomimo afery pedofilskiej, związanej z Kościołem, pozostał silnie katolicki głównie przez to, że Kościół aktywnie walczył z dyktaturą, szczególnie w latach 80-tych (tyle paralelizmów z Polską!).

Na rozległym rynku miejskim kupiliśmy idealne matero - kielich do picia mate. Mate pochodzi z Paragwaju, tradycja picia naparu wywodzi się od tutejszych plemion Guarani. Bardzo chcieliśmy kupić matero właśnie tutaj, szczególnie, że w Paragwaju jest duży wybór matero z drzewa o nazwie palo santo, o bardzo ładnym zielonym kolorze i niezwykłym zapachu, który nigdy nie wietrzeje. Znaleźliśmy swoje idealne, wymarzone naczynie, niestety następnego dnia musieliśmy je zwrócić, bo przeciekało. Zadowoliliśmy się matero o nieco bardziej zwyczajnym kształcie, za to też z palo santo.

W Asuncion skorzystaliśmy też z Free Walking Tour. Nie było tak łatwo jak w innych miastach, bo spacery nie odbywały się codziennie. Musieliśmy na przechadzkę poczekać dwa dni. Ale było warto, szczególnie, że Paragwaj strasznie nas zaciekawił swoją niełatwą historią. Dowiedzieliśmy się, że te smrodliwe autobusy jeżdżące po mieście są własnością dwóch najbogatszych ludzi w Paragwaju, którzy swoimi wpływami unieruchomili kolej, zmuszając cały kraj do korzystania z ich środków transportu. Szokującą wiadomością było też to, że 80% ziemi w państwie jest w posiadaniu 1% ludzi. Przez wpływy partii Colorado, do której należą wszyscy najbogatsi w kraju, nie da się zmienić nic, co nie jest w ich interesie. Strasznie przygnębiające...

Przedłużyliśmy trochę pobyt w Asuncion, pracując nad stroną w zaciszu sali komputerowej. Nie skusiliśmy się na nocny wypad z Brazylijczykami, Kolumbijką i Czeszką, pogrążając się w pracy. Oni natomiast przeżyli tej nocy przygodę, narażając się skorumpowanej paragwajskiej policji. Dwóch Brazylijczyków zostało zabranych na posterunek z zarzutem przeklinania i ubliżania funkcjonariuszom. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca. Obaj kiepsko mówili po hiszpańsku i rozmawiali głównie po brazylijsku, co nie spodobało się policjantom. Musieli zapłacić, aby nie spędzić na komisariacie 48 godzin. To ponoć częste w Paragwaju.

Przygnębieni nieco sytuacją w kraju, ale usatysfakcjonowani owocami pracy w sali komputerowej, ruszyliśmy nocą miejskim autobusem na stację, mając nadzieję złapać autobus, który miał nas zabrać w zupełnie inną część kraju, do tzw. Chaco. Postanowiliśmy ulokować się w Filadelfii, miasteczku zasiedlonym, jak całe Gran Chaco, przez Mennonitów i rdzenną ludność - około 30 rdzennych plemion.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.