Bóg jest wesołkiem – Chavin de Huantar

Bóg jest wesołkiem – Chavin de Huantar

Zaraz po Santa Cruz, jeszcze przed dotarciem do hostelu, rzuciliśmy się na dobrodziejstwa cywilizacji - od razu poszliśmy do restauracji, zgarniając z ulicznych straganów świeżo wyciśnięte soki z mandarynek. Nierozcieńczone. Patro marzył o tym cały trek. Ja marzyłam o ceviche. Dostaliśmy, co chcieliśmy w pobliskiej restauracji i posunęliśmy pod górę do naszego lokum.

Zmieniliśmy pokój, bo poprzedni niedomagał z wodą i wifi. Panek hostelowy, inny niż poprzednio, prawie wcisnął nam droższy apartament. Na szczęście nie byliśmy wcale zmęczeni i czujność pozwoliła nam zaoszczędzić kilka groszy. Właściwie po wspięciu się pierwszego dnia na Punta Union przez dwa następne regenerowaliśmy siły. Do miasta wróciliśmy wypoczęci. 

Wieczorem rozmawialiśmy z właścicielem hostelu, który twierdził, że w sobotę ma grupę na Huayhuash i może nas podrzucić do szlaku, jeśli nie chcemy iść z nimi. Na pytanie o deszcz, powiedział, że żadnego deszczu nie będzie. A rano w Huaraz lało. Aura niestety utrzymywała się przez cały dzień. Sprawdziliśmy pogodę górską - na Huayhuash śnieg... Cieżko odpuścić najlepszy trek na kontynencie, gdy już się jest tak blisko, ale 8 dni mokrego treku z mnóstwem jedzenia na plecach... bez widoków... Chyba musimy tu wrócić, najlepiej z ekipą! Również dlatego, że na szlaku zdarzają się napaści rabunkowe, a kilka lat temu nawet ze skutkiem śmiertelnym. Choć zazwyczaj takie internetowe wróżby się nie sprawdzają, mimo wszystko łatwiej będzie rozłożyć sprzęt i jedzenie w kilka plecaków i nie angażować tych biednych mułów, zapakowanych do granic możliwości dla ludzkiej wygody, z poranionymi odnóżami, popędzanych bezlitośnie przez przewoźników... Takie argumenty wymyślały nasze głowy, by móc ze spokojnym sumieniem odpuścić trek, który rozplanowaliśmy już dokładnie i rozpisaliśmy dzień po dniu. Szkoda, oj szkoda.

Zostaliśmy w Huaraz jeszcze jeden dzień, również pochmurny i lekko deszczowy. Ale to nie miało żadnego znaczenia, bo i tak postanowiliśmy poświecić go na Chavin de Huantar - ruiny kolejnej preinkaskich kultury. Dzięki naszemu hostelowemu przewodnik, Laguna Querococha i ruiny okazały się tańsze niż sam transport do Chavin. Peru pod tym względem jest zadziwiające. Nie mamy pojęcia, jak im się to opłaca. Zapłaciliśmy za wycieczkę 25 soli, a 20 soli zapłacilibyśmy za sam transport miejskim autobusem.

Przewodnik mówił tylko po hiszpańsku i tak szybko, że momentami wymiękaliśmy i poddawaliśmy się. Po prostu odchodziłam robić zdjęcia.

Nad Laguną Querococha, przy której zatrzymaliśmy się w drodze do Chavin, grasowała szajka 7-latków. Małe dzieci z maleńkimi owieczkami na rękach nie dawały turystom przejść bez zdjęcia. Owieczki wyglądały na ledwo żywe, ale dzieci były bardzo zdeterminowane, nas pytały 5 razy.

Ruiny Chavin okazały się najbardziej fascynującym obiektem archeologicznym, jaki do tej pory zwiedziliśmy. Nie były imponująco położone ani najlepiej zachowane, ale miejsce miało niesamowity klimat, podkreślony dodatkowo przez pochmurne niebo. Niegdyś Chavin de Huantar było miejscem kultu i pielgrzymek wielu plemion zamieszkujących Peru i południowy Ekwador. Miejsce uznawane było za święte i czczone przez ponad 800 lat. W świątyniach Chavin odkryto naczynia charakterystyczne dla kultur z wybrzeża, południa dzisiejszego terytorium kraju i Ekwadoru, czyli oddalonych nawet o kilka tysięcy kilometrów. Jednym z bardziej zaskakujących i kontrowersyjnych odkryć są ludzkie kości pomieszane ze zwierzęcymi i poddane tej samej obróbce termicznej, co świadczy o kanibalistycznych praktykach w Chavin.

W Chavin de Huantar praktykowano rytuał San Pedro (podobny do obrzędu Ayahuasca) i rozwijano nauki ścisłe, przede wszystkim matematykę i astrologię. W muzeum, w miasteczku nieopodal, poza eksponatami wykorzystywanymi w rytuałach, takimi jak instrumenty muzyczne wykonane z pięknie rzeźbionych muszli (z wybrzeża Ekwadoru), odnaleźliśmy ekierkę i kątomierz. W budowlach, a przede wszytskim w funkcjonującym pod nimi rozbudowanym systemie kanałów, rozpoznano zaawansowane rozwiązania architektoniczne.

Rytuały San Pedro, odprawiane w świątyniach Chavin, pełniły funkcję religijną. Substancje halucynogenne wykorzystywane w obrzędach, a dokładnie meskalinę (połączoną z rożnymi rodzajami ziół pochodzących z drzew dżungli amazońskiej), pozyskiwano z kaktusa o nazwie San Pedro. San Pedro można spotkać wszędzie: rosną dziko, w ogródkach, w donicach na balkonach, są sprzedawane na bazarach. Rytuały z wykorzystaniem halucynogenów pomagały kapłanom zbliżyć się do bóstw, z których najwyższym był jaguar, dlatego rzeźbione głowy znajdujące się na ścianie świątyni (dziś w oryginalnej pozycji pozostał tylko jeden) mają kształt ludzi z cechami kota. Wszystkie wyrzeźbione twarze w transie są przyjaźnie uśmiechnięte 🙂 Rytuały odbywały się w ciemnych tunelach, które ciągną się pod budowlami Chavin ponad 3 km. Tam też znajduje się obelisk przedstawiający najwyższe bóstwa (hubrydalne postaci z cechami kota, węża, ptaka, kobiety i mężczyzny). Kanały zbudowane wokół i pod miastem wzmagały huk przepływającej wody, co intensyfikowało efekt rytuałów w tunelach.

Chavin nie było jedynym miejscem, w którym praktykowano San Pedro, rytuały były też znane kulturze Coral, starszej od Chavin o 600 lat, a także kulturze las Aldas. Obie te miejscowości znajdują się u wybrzeży Peru.

Rytuały Chavin mimo 500 lat kolonizacji przetrwały do dnia dzisiejszego i są nadal praktykowane w tym rejonie od dżungli po wybrzeże kraju (podobnie jak Ayahuasca). Naukowcy podejrzewają, że Chavin de Huantar stworzyły kultury, które wyemigrowały z wybrzeży w stronę Andów, lecz nikt jeszcze nie uzasadnił tej hipotezy. W związku z czym kwitnie też kolejna teoria utrzymująca, że tendencja była odwrotna - kulturę Chavin stworzyły ludy, które wyemigrowały z dżungli na wybrzeże i ku Andom. Tak naprawdę wiele kultur Peru wciąż owianych jest tajemnicą. W wielu miejscach prace archeologiczne i antropologiczne zaczęły się zaledwie kilka lat temu, jak w Chavin, Coral, Chachapoyas.

Rytuały Chavin mimo 500 lat kolonizacji przetrwały do dnia dzisiejszego i są nadal praktykowane w tym rejonie od dżungli po wybrzeże kraju (podobnie jak Ayahuasca). Naukowcy podejrzewają, że Chavin de Huantar stworzyły kultury, które wyemigrowały z wybrzeży w stronę Andów, lecz nikt jeszcze nie uzasadnił tej hipotezy. W związku z czym kwitnie też kolejna teoria utrzymująca, że tendencja była odwrotna - kulturę Chavin stworzyły ludy, które wyemigrowały z dżungli na wybrzeże i ku Andom. Tak naprawdę wiele kultur Peru wciąż owianych jest tajemnicą. W wielu miejscach prace archeologiczne i antropologiczne zaczęły się zaledwie kilka lat temu, jak w Chavin, Coral, Chachapoyas.

Po ekscytującym dniu pełnym zaskoczeń nastąpiła relaksująca podróż powrotna wśród górskich obrazów na tle zachodzącego na różowo słońca. Do miasteczka wróciliśmy już w ciemnościach. Kupiliśmy prowiant, wspięliśmy się do hostelu, przygotowaliśmy przekąski na podróż i o 22:00 wsiedliśmy w autobus mający nas przetransportować na wybrzeże, do Trujillo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.