DZIEŃ 19 – Peru, Kolumbia i Brazylia jednego dnia

DZIEŃ 19 – Peru, Kolumbia i Brazylia jednego dnia

Około 8:00 rano w czwartek dopłynęliśmy do Santa Rosa, czyli na granicę trzech państw: Peru, Kolumbii i Brazylii. Nie mogliśmy uwierzyć, że poszło tak szybko. Powiedziano nam, że popłyniemy 3 dni i według dat kalendarzowych były to 3 dni: wyjechaliśmy 29.01, a przyjechaliśmy 31.01, ale w rzeczywistości były to dwie noce i jeden pełny dzień. Cudowna podróż z miłym zakończeniem 🙂 Stateczek może był trochę obskurny, ale nie bardziej niż się spodziewaliśmy, a miła niespodzianka w postaci szybkiego dojazdu cieszy jak nic!

Aby przedostać się z Santa Rosa do Letici bądź Tabatingi, trzeba przepłynąć na drugi brzeg rzeki. Trwa to nie dłużej niż 10 minut. Panowie łódkowi, zabierający pasażerów do innych krajów, stali już na pokładzie naszego statku i zanim wyszliśmy na ląd, jedną nogą byliśmy na łódce do Leticii. Dołączyło do nas jeszcze kilku obcokrajowców i łódkowy zgodził sie zawieźć nas wszystkich do Migraciones w Santa Rosa (droga lądowa do urzędu została odcięta przez wodę), a potem do Leticii za cenę 3 soli od osoby. Postanowiliśmy zatrzymać się w kolumbijskiej Leticii, mimo że nasza łódka do Manaus odpływała z Tabatingi, z kilku powodów. Po pierwsze, miło znowu zajrzeć do Kolumbii 🙂 W Brazylii spędzimy następne 2 miesiące, a Kolumbii pewnie nie zobaczymy długie lata. Po drugie, noclegi w Leticii są dużo tańsze, a po trzecie, Leticia to takie małe Iquitos - stąd odjeżdżają wycieczki do dżungli, miasto jest rozwinięte turystycznie, można jeszcze złowić jakieś podarki. Załatwiliśmy formalności w urzędzie i szczęśliwie, choć łódka przeciekała, dotarliśmy do Leticii. A tam łódkowy zażądał 6 soli od osoby. Aż zapytaliśmy: Czy jesteśmy znowu w Ekwadorze??? Dopłaciliśmy po solu, bo taka cenę krzyczano na przystani za kurs do urzędu, i ani grosza więcej.

W Leticii dość szybko znaleźliśmy hostel i cieszyliśmy się, że znowu jesteśmy w Kolumbii - duża czysta łazienka z przezroczystą wodą, duża kuchnia, można było sobie coś w końcu ugotować i mieć z tego frajdę. A może po prostu każda większa zmiana działa na nas energetyzująco.

Leticii w Kolumbii i Tabatingi w Brazylii nic nie oddziela. Jedziesz autobusem przez Leticie, na jedynym ze skrzyżowań skręcasz w prawo i już jest Tabatinga. Zmienia się tylko język na szyldach sklepowych.

Leticia to typowo turystyczne miejsce: ludzie przyjedżają tu, by zobaczyć dżunglę, na mieście jest mnóstwo agencji, kantorów, sklepów z tzw. artesanales (wyrobami miejscowymi) i całkiem przyzwoitych hosteli. Życie Tabatingi toczy się wokół portu. Stąd odjeżdżają barki cargo i statki pasażerskie w rożne strony Brazylii.

Tego dnia pojechaliśmy do Tabatingi, załatwiliśmy pieczątki wjazdowe do Brazylii (co kosztowało nas ponad 4 godziny, bo trafiliśmy akurat na 3-godzinną sjestę), zrobiliśmy sobie pyszny obiad, pobuszowaliśmy po Leticii i jeszcze wieczorem poszliśmy grać w tejo.

Tejo to narodowa gra Kolumbii, popularna chyba tylko tam. Jest to dziwny wytwór, ale bardzo rozrywkowy. Z dość dużej odległości rzuca się ciężkimi, żelaznymi odważnikami (których część przypomina kształtem stożek, a część krążek do hokeja) do dwóch nachylonych pod kątem 45 stopni skrzynek wypełnionych gliną. W środku skrzynek znajduje się żelazny okrąg, a na nim umieszczone są 2 papierowe trójkąciki z prochem. Jeśli nikt nie trafi w okrąg, punkt zdobywa ten, kto rzucił najbliżej żelaznego koła. Jeśli ktoś trafi w okrąg i proch wybuchnie, zyskuje 3 punkty. Jeśli ktoś trafi w środek okręgu, zyskuje 6 punktów. Zdarza się też tak, że odważnik ląduje na wybuchowym trojkącie, a po wybuchu odbija się od niego i wpada w środek okręgu. Wtedy gracz zyskuje 9 punktów. Przegrywający stawia kolejkę. Wciągnęliśmy się w grę i graliśmy do 1:00 rano. A rano czekała nas wczesna pobudka...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.