DZIEŃ 26, 27 – Silnie doświadczamy pory deszczowej w Santarem. Suszymy się na plażach Alter do Chaõ (Brazylia)

DZIEŃ 26, 27 – Silnie doświadczamy pory deszczowej w Santarem. Suszymy się na plażach Alter do Chaõ (Brazylia)

Adres hostelu, który zarezerwowaliśmy w Santarem był nie do odnalezienia. Błąkaliśmy się po Avenidzie Muiraquita i nikt nie potrafił nam powiedzieć, gdzie znajduje się nr 41. Ludzie byli bezradni, bo obok numerów 329, 137, widniał nr 32, 15, a wkrótce 1A (!). Trzycyfrowe numery stały obok jednocyfrowych, parzyste po tej samej stronie co nieparzyste... Człowiek, którego zagailiśmy i który myślał, że jesteśmy z Wenezueli (:D), pytał nas z pretensją w głosie, dlaczego naprzeciwko jego domu nr 32 znajduje się dom nr 300? Kto to zrobił? Kto to organizował? Nie wiem panie, ja tu przejazdem tylko... Zmyliśmy się, bo dziadek rozemocjonował się nie na żarty.

Przechodząc koło wypasionej śniadaniowni, postanowiliśmy odsapnąć, bo przemierzyliśmy już ulicę dwukrotnie (pod górę). Po posiłku ja pilnowałam bagaży, a Patro bez obciążenia skoczył wypytać o adres. Gdy tylko zniknął, zaczęło lać. Wrócił, kapiąc jak gąbka, ale z tarczą: "Odnalazłem hostel! Istnieje (bo już zwątpiliśmy) i znajduje się niecały kilometr stąd". Juppi! Jesteśmy uratowani!

Gospodyni czekała na nas ze śniadaniem, którego niestety już nie mogliśmy wcisnąć. Była bardzo gościnna, ekstrawertyczna i ogólnie zadowolona z życia. Na ramionach i łydkach miała wytatuowaną Madonnę, Kim Besinger, Lady Gagę, a cały dom poruszał się w rytm "Girls just wanna have fun".

Przespaliśmy się, dostaliśmy od gospodyni po kubku napoju z guarany i postawieni na nogi poszliśmy na rekonesans miasta i portu. Zostaliśmy zmuszeni do poświęcenia Santarem 3 dni. Był piątek, a łódka odpływała dopiero w poniedziałek. Tego dnia wracając z miasteczka i portu, doświadczyliśmy co znaczy pora  deszczowa - woda na ulicach sięgała łydek. Ale deszcz był bardzo ciepły i przyjemny.

Nazajutrz pojechaliśmy sprawdzić jak wyglądają "brazylijskie Karaiby" i jak zwykle przekonaliśmy się, że porównania rzadko mają przełożenie na rzeczywistość i często są źrodłem rozczarowań. Plaża była piękna, ale Karaiby to przede wszystkim turkusowe wody, których w Alter do Chaõ brak. Leżeliśmy na wąskiej mierzei, oddaleni od wody o 3 metry z prawej i lewej strony. Odeszliśmy trochę od budek z żarciem i znaleźliśmy niemal zupełnie pusty i wyludniony skrawek plaży dla siebie i naszych dwoje towarzyszy. Na mierzeję dopływało się łódką, którą dzieliliśmy z dwójką Argentyńczyków. Pierwszy raz spotkaliśmy ich na łodzi z Manaus do Santarem, a drugi w Alter do Chaõ, tuż po wyjściu z autobusu. Spędziliśmy z nimi cały dzień na plaży, sącząc cachaçę, i spędzimy jeszcze kilka, bo płyną z nami poniedziałkową łódką do Belem.

Niedziela była leniwa i trochę ciężka, znowu doskwierały nam bóle brzucha. Ostatnio przypadłości dopadają nas coraz cześciej i mamy podejrzenia, że łódkowe specjały ponoszą za nie pełną odpowiedzialność. Tym razem na podróż przygotowaliśmy się więc dużo lepiej. Pokonując ostatni odcinek Amazonki zamierzamy zupełnie zignorować istnienie sklepiku i skupić się na własnych zapasach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.