Camping w Vaqueros
Camping w Vaqueros jest rzeczywiście ukryty i nie znaleźlibyśmy go sami.
Dzięki wskazówkom lokalnych przeszliśmy na sam koniec wioski, weszliśmy za bujną roślinność i dopiero wtedy ukazała nam się maleńka dolinka, a na niej camping.
Na pierwszy rzut oka bardzo nam się spodobał: bujna trawa, mnóstwo drzew, wszechogarniający dźwięk szemrzących strumyczków...
Zarządca campingu spodobał nam się mniej. Przebiegły dziadek chciał z nas wyciągnąć trzykrotnie wyższą cenę, ale Patro się nie dał 🙂 Przystaliśmy na kwotę 35zł, co i tak dziadka uradowało. Rozbiliśmy namiot na pustym campingu. W tle rozbrzmiewała latynoska muzyka, przy której kilku lokalnych świętowało coś nieopodal.
Było już ciemno, gdy schowaliśmy się do namiotu, na szczęście mogliśmy włączyć światło na słupie tuż obok. W pewnym momencie światło zgasło i po chwili zaczęła się serenada psiego ujadania. Po godzinie ucichła i zasnęliśmy. Lecz nie na długo.
W środku nocy zbudziło nas bardzo głośne warczenie i szczekanie. Po odgłosach doliczyliśmy się pięciu psów. Jeden z nich warczał cały czas, stojąc przy namiocie, tuż nad naszymi głowami. Zasypialiśmy i budziliśmy się co godzinę. Każdy dźwięk w ciemności prowokował dziwne wyobrażenia. Psy reagowały na każdy odgłos ptaków i dźwięk dochodzący ze wsi, a tupot kopyt koni i lam tuż za płotem sprawiał wrażenie, że wokół nas cały czas coś/ktoś chodzi.
Nad ranem hałas ustał i zasnęliśmy. Ale gdy tylko obudziliśmy się w świetle dnia, poczuliśmy silną potrzebę szybkiego ruszenia w drogę. Tylko jak wyjść z namiotu, skoro wokół tyle bestii? Domi ostatecznie stwierdziła, że już bardziej boi się ludzi niż zwierząt i wyszła z namiotu...
Psy nadal tam były, ale spały, zmęczone biedactwa. Okazały się cichutkie i przymilne. Było ich 5, każdy innej rasy – owczarek niemiecki, labrador i 3 mieszańce. Towarzyszyły nam podczas śniadania i wciąż chciały się bawić. Potwory nocne!
One Reply to “Camping w Vaqueros”